Strefa malarstwa i sztuki
Kijewskie plenery malarskie

Historia pewnej podróży

Pozaczas



Kijewskie plenery malarskie

Wiosenny plener 15.05.2021 __________________________________________________________________________________________

>Plener2021wiosna

Na początku czerwca odbył się w pałacu pierwszy, otwarty dla każdego plener malarski. Był papierkiem lakmusowym tego rodzaju działań. Na pierwsze spotkanie przybyły chętne osoby z Bydgoszczy i Torunia. Pojawiła się również młoda artystka pochodząca z Kijewa Szlacheckiego, pani Paulina Sierocińska. Cieszy nas duża rozpiętość wiekowa uczestników. Najmłodszym był ośmioletni Albert. Spotkanie rozpoczęło się miłą rozmową zapoznawczą i poczęstunkiem. Przy okazji zwiedzania terenu uczestnicy wypatrywali dogodnego stanowiska malarskiego. Każdy miał możliwość wyboru techniki, formatu i tematu malarskiego. Swobodna i przyjacielska atmosfera, tak wierzymy, przełożyła się wprost na dzieła. Prezentujemy je w linku poniżej. W późniejszym czasie odbędzie się wystawa poplenerowa, najpewniej po kilku takich spotkaniach. Plener miał szczególne znaczenie też z innego powodu. Był to ostatni moment, żeby uwiecznić rozpadającą się wieżę, jeszcze przed remontem. Na kolejnym malarskim spotkaniu będziemy uwieczniać wyremontowaną wieżę 😊











Historia pewnej podróży

Się myśli mi

Kiedy jadę na Akademię samochodem długą prostą autostradą, mój umysł popada w swoiste odprężenio-otępienie, może za sprawą znanego mi utworu z samochodowego radioodbiornika? To jeden z tych nieśmiertelnych przebojów, pamiętających jeszcze lata siedemdziesiąte. Moja uwaga wędruje w kierunku odległych czubków drzew. Omiatam je nieświadomie jednym spojrzeniem. Następnie mój wzrok wędruje na niebo odbijające ostatnie promienie zachodzącego słońca, które już schowało się za wieżowcami z wielkiej płyty. U stóp tej zabudowy roztacza się już wieczorna bladość. Ukrywa opuszczone trzepaki, które kiedyś były w centrum placów zabaw. Życie przeniosło się do samochodów jadących obok. Teraz tutaj jest ruch. Tajemnica życia ukryła się za przyciemnianymi szybami aut.

Myślę wtedy: "To wszystko jest niewiarygodnie piękne". Ta chwila dźga moje serce, milczenie byłoby jakąś profanacją. Mam ochotę zatrzymać wszystkich i zmusić do czegoś nienormalnie normalnego. Czego na przykład? Byłbym za pieczonymi kiełbaskami, tu, na środku dwupasmówki. Pogadalibyśmy sobie wszyscy o tym, że nasze samochodowe uśpienie jest co najmniej dziwaczne wobec czerni kosmosu, a może nawet jest ono wobec niej czymś śmiesznym i groteskowym. Ten wyścig spod świateł to tylko cywilizacyjny kaprys naszych czasów, za chwilę tego nie będzie.

Myślę wtedy, że ta chwila jakoś mnie zniewala. Jest to rodzaj cierpienia, które przynosi rozkosz i chciałoby się nim dzielić z innymi. Przeniesienie uwagi z tego, co widać zza szyby, następuje błyskawicznie gdzieś do środka wyobraźni. Ale jednak… nie tak szybko. Przedtem uwagę przyciągają brzmienia, dźwięki ponętnego utworu muzycznego. Lecę w głąb. Autorzy utworu pewnie patrzyli na ten sam bladawy horyzont, pewnie też przyglądali się temu teatrowi. Naiwnie tak myślę. Żyli gdzieś na innym kontynencie, w świecie, który dziś już wygląda inaczej. Tamten świat mnie porywa. Widzę ówczesne społeczeństwo, wspaniałych ludzi, bo ludzi. Czuję, że ten nastrój, ta nuta, jakoś ich określała, ich czas. Tak pachniało ich powietrze, to było najnormalniejsze i najteraźniejsze co mieli, ta muzyka. I ja dzisiaj, tutaj, słucham jej, wychodzę przez nią jak oknem, do mininego świata. Spektakl rozgrywający się przede mną jest tym samym, który oni widzieli w tamtym świecie, a może troszkę innym? Ale istotne jednak, że ta muzyka stworzyła pomost, poczułem się obecny tam gdzieś, wcześniej…

To nie koniec wędrówki, ta wyżej opisana trwała sekundę. Moja myśl przebiła to wszystko błyskawicznie. Poszczególne obrazy, które są przede mną i te z tamtego nieistniejącego świata, te dźwięki, w sekundę zintegrowałem w jeden punkt, jedną siłę, która na mnie napiera. Myśl biegnie dalej. Więc po sekundzie pobytu w nieświecie, snują mi się kolejne wizje. Stare porty, porzucone samochody, zapyziałe podwórka, dzieci idące do szkoły. Potem myśli mi się mieszkanie gdzieś w środku starego mrówkowca, zlokalizowane pośrodku bryły, ale na tyle wysoko, żeby zaglądało tam słońce. Jakieś mieszkanie. Trwa tam domówka i biorą w niej udział ludzie, aktorzy odgrywający w zapomnieniu swoje role. Zapomnieli o kantowskich gwiazdach. I w tamtym świecie, w tym domu, każde mieszkanie jest anonimowe dla siebie, toczy się inny świat. Wszyscy oni uciekają. Jest jednak coś, co te wszystkie pudełka od zapałek łączy: powietrze było jedno i pachniało wszystkim tak samo. A ten utwór jest jak powietrze tamtego czasu.

>Wojciech Fangor

Potem kolejna, może trzecia sekunda. Moja myśl rozbija się na kilka wiązek. Każda z nich wędruje gdzieś dalej w swoją stronę, do kolejnych historii, następnych przenikających się światów, nieskończonych meandrów, niezliczonych skojarzeń, których nikt nigdy nie ogarnie. A ja, będąc pod pręgieżem tych wszystkich obrazów, pozwolę im przepływać przez moje serce. Zostanę z nimi sam. Lepsze to niż otępienie i pustka. Lepsza bolesna, niewypowiedziana słodycz istnienia niż trwoga przed ciemnością!

Gdy już oprzytomnieję, dojeżdżając do kolejnych świateł, wracam do złudzenia „teraz” i już nie wędruję, tylko sobie myślę o minionych sekundach. Moja wyobraźnia, jakże uboga wobec oceanu świata, nie ogarnie go nigdy w całości. A jednak wydaje się, że już ona sama zawiera miliony szufladek, podświatów zapamiętanych lub w przeszłości wyobrażonych myśli, fantasmagorycznych obrazów.

Czy to tylko fikcja i ułuda? Czy pamięć jest wyłącznie bazą danych zawierającą wyobrażone obrazy i skojarzenia nie mające z rzeczywistością nic wspólnego? Czy wobec tego energia płynąca z tych obrazów jest chybiona? Ależ oczywiście, że nie. Przecież owe obrazy, ta mapa skojarzeń, dźwięków i idei, powstaje na podstawie obserwacji rzeczywistości. My jej nie wymyślamy. Wyobrażam sobie więc istnienie nieskończonej pamięci ludzkiej o wszystkim co jest i co było. Można by przywołać teorię o Akaszy i idee Steinera, ale nie ma takiej potrzeby, wystarczy pomyśleć o tym logicznie. W jungowskiej podświadomości ludzkości, możemy sobie wyobrazić istnienie wszystkiego co było i co jest. Jeśli ktoś woli pod ten psychologiczny twór podstawić wszechwiedzącego Stwórcę, to proszę bardzo, nie ma przeciwwskazań.

Podobnie jak słowa czy idee, przywoływane obrazy i dźwięki rezonują z nami i uwalniają energię. Pewnie u każdego wygląda to inaczej, jakby był inaczej nastrojonym instrumentem.

Czy to jest sentymentalizm? Bardzo brzydkie słowo. Sentymentalizm polega na wybiórczym faworyzowaniu obrazów wiodących nas na ideowe lub estetyczne manowce. Tymczasem prawdziwy koneser piękna uzyskuje dostęp do niezliczonej ilości obrazów i odczuć, potrafi dryfować po nich godzinami. Niektórzy nawet zdecydowali się jakoś je utrwalić w ten czy inny sposób. Ktoś ich nazwał… artystami.

I oto mamy świadectwa wędrówki ludzi-artystów w postaci niezliczonych dzieł sztuki. Są jak rzeczne głazy, po których przeskakuję gdzieś dalej i dalej. Mamy oto najdoskonalszy sposób komunikacji międzypokoleniowej. Mamy oto świadectwa pasji do życia, bycia. Wszystko to zamknięte w obrazach i muzyce. Wszystko to są dzieła tych koneserów nastroju, których nazwano artystami. Oni tworzą dzieła sztuki, czyli obrazy, które mimo technicznej niedoskonałości dobrze oddają odczucia z nieskończonej kroniki życia, czyli wszystkiego co było, więc i jest w Pozaczasie. Zdecydowałem się celebrować obrazy i inne przejawy aktywności ludzkiej będące intrygującym, niezwykłym komentarzem do zastanej przez artystów rzeczywistości, na którą nie mogli tak po prostu się zgodzić, przechodząc obojętnie bez komentarza „to jest piękne”. Postanowiłem też naiwnie wierzyć, że celebrując ich dzieła, osiągamy niejako jedność i zgodę w tym wrażeniu.

To było pięć sekund z mojej wycieczki na Akademię do Krakowa. A co było przez pozostałe pięć godzin podróży?

Duch i materia jako jedność, czyli płonne nadzieje alchemików

Podróżując, rozmyślałem o jakby „przemożnej chęci nazywania, u którego podstaw jest umiejętność dzielenia i rozróżniania". Każdy obdarzony sprawnym mięśniem rozumu lubi rozróżniać. W dwudziestym wieku pokusa rozdzielania dotknęła również malarzy. Efektem w świecie sztuki była eksplozja supernowej jako odpowiedź na akademizm w postaci różnorakich izmów, takich jak futuryzm, fowizm, kubizm i innych. U podstaw tego był sprzeciw wobec tego co było wcześniej. Malarze buntownicy zaczęli rozkładać malarstwo, niczym alchemicy, na czynniki składowe. Na przykład Malewicz postanowił rozdzielić widziane przedmioty od wrażeń wywoływanych przez patrzenie na te przedmioty. Ogłaszano w ten sposób nowy przepis na przyszłe malarstwo w postaci manifestów, charakterystycznych dla niektórych -izmów.

Historia filozofii ukazuje ewolucję takich pojęć jak piękno, uduchowienie, wzniosłość. Odwołam się tutaj do praktyki. Empiria mówi o narodzinach sztuki z materii i wiedzie nas do przeżyć ducha w ten właśnie sposób. Wszelkie próby skrótów lub pominięcia tej drogi nie kończyły się w historii sztuki dobrze. Podobnie jak pominięcie nauki rysunku. Dowodem powyższego jest nader częste pozycjonowanie sztuki abstrakcjonistów jako malarstwa bardziej dekoracyjnego. Sztuka potrzebuje równowagi między tematem i sposobem przedstawienia.

Tak właśnie mi się myślało, gdy jechałem na Akademię. Pociąg do klasycznego piękna, przedstawień i figuracji w malarstwie, opieram na przekonaniu, iż próba odzwierciedlania abstrakcyjnych myślokształtów może być ciekawa, ale estetyczna ciekawostka nie jest sztuką, nawet jeśli wydaje się czymś nowym.

Myślało mi się to jakieś trzydzieści sekund.

Malarstwo jako rysunek wdrożony

"Koniec paćkania!" - pomyślałem. Porównując pierwszy olejny obrazek kamienic poczyniony w szkole podstawowej jeszcze, z tym co zacząłem malować w 2014 roku, stwierdziłem czarno na białym, że brakuje postępu. Udział w cotygodniowych zajęciach malarskich był swoistym kręceniem się w kółko. Ten taniec trwał dwa lata. Mógłbym nazwać ten okres „zabawą w farby”. Taka była we mnie potrzeba: malować barwnie, mocno, tłusto. Pozwoliło mi to zidentyfikować kilka problemów typowo malarskich. Były to zagadnienia warsztatowe, takie jak sposób mieszania farb, nakładania warstw na płótno itd.

Jednakże dopiero po latach przerwy w trakcie podróży na akademię dokonałem ważnych odkryć. Jednym z nich jest rysunek. Umiejętność uzyskania odpowiedniej formy uważam za umiejętność podstawową. Zauważyłem brak tego aspektu w moich obrazach. Spróbowałem inaczej. Chwyciłem pędzel u nasady, jak ołówek. Syntetycznym, miękko sprężynującym włosiem lepiej rozprowadza się farbę z dodatkiem oleju. Najlepiej malować na bardzo gładkiej powierzchni. Stonowaną i skromną ilością barw osiągam bardziej rysunkowy charakter prac stających się punktem wyjścia do wykończenia. Przyjemność dodawania mocniejszych akcentów kolorystycznych zostawiłem na koniec.

Niewiele mogę pokazać prac z tego sposobu malowania. W najbliższym czasie mam zamiar rysować.

Dążę jednak również i na tym polu do równowagi między plamą a formą, przedkładając ogólny nastrój obrazu nad szczegóły.

Od techniki do sztuki

Przytoczona tu myśl jest dla mnie osobiście największą zdobyczą studiowania malarstwa na asp. Pociąg do koloru nie daje mi spokoju. Mogę sobie obiecywać powściągliwość w wyciskaniu większej ilości farby na paletę. Ale to postanowienie trwa tylko do pewnego momentu. I czasem zepsuję obraz. Zastanawiałem się nad sekretem malarstwa Stanisławskiego czy Wojciecha Fangora i Hockneya. Uwielbiam to malarstwo. Przeprowadziłem eksperyment skopiowania niektórych zestawień kolorów Stanisławskiego. Wystarczy zbliżyć się do kilku barw z obrazu mistrza i namalować obok siebie kilka pasków w różnych barwach. I co się dzieje? Nic. Klapa. Nie wibruje. Nie porusza.

>Wojciech Fangor

Doprowadziło mnie to do wniosku, iż kolory są bardzo silnie powiązane z formą. Wrażenie świetlistości i światła to nie są tylko umiejętnie dobrane barwy. To jest też umiejętne dobranie barw do formy (może formy do barw?). Zestawienia barwne nie zawibrują bez osadzenia ich w kształtach, kontekstach, treściach. To jest NIEROZERWALNIE FIZYCZNIE ZWIĄZANE. I oto, językiem już bardziej technicznym, ponownie nawiązuję do jedności ducha i materii. W tym malarskim doświadczeniu widać to bardzo wyraźnie. Dopiero wszystkie aspekty malarskie w odpowiedniej harmonii mogą wywołać rezonans z instrumentem naszej duszy. Znajomość koła barw niewiele tu pomoże, zasady perspektywy również na niewiele się zdadzą. Dopiero synteza tych wymiarów wywołuje wysokie wibrato w duszy. Oczywiście zasady tak dobrego malowania nie istnieją. Na tym poziomie nie ma już żadnych zasad. Dryfowanie po nienazwanym jest właśnie poziomem mistrzowskim i nie jest prawdą, że można malować kwadraty na białym tle, bo czasy nam na to pozwalają. Nie jest też prawdą, że wykształcenie artystyczne, gwarantujące osiągnięcie przyzwoitego warsztatu malarskiego, oznacza umiejętność osiągnięcia tej cudownej harmonii transponującej obraz do jakości samej w sobie, niezależnej, jakby obraz zyskiwał odrębną kategorię bycia i był już sam w sobie. To jest właśnie sztuka wysoka, która nie ma żadnych innych powodów do istnienia, innych powodów ponad bycie w kategorii ponadmaterialnej, samej w sobie, wychodząca do przestrzeni Pozaczasu. Takie byty-ikony ustawione są w galerii historii ludzkiej kultury. Reszta to złudzenia i ozdoby.

Tak mi się zaczęło myśleć od dawna, ale w trakcie podróży na Akademię ta myśl o syntezie nawiedzała mnie nader często.

Talent nie istnieje

Co jest więc kluczem do wypłynięcia tą łodzią? Skoro szkoły tego nie uczą, to gdzie się tego wszystkiego dowiedzieć? Otóż w ogóle nie można. Tam po prostu można być. Lub nie. Oczywiście można się łudzić i oszukiwać. Na przykład można kupić sobie ładną paletę i czapkę. Można też odpalić kilka fajnych wernisaży. Z pewnością dodaje to wszystko animuszu.

Ja nie mogę pisać o nienazwanych umiejętnościach mistrzów. Ale mam prawo o nich myśleć, co też nieustannie robię. I przyszła do mnie pewna myśl, utrwalona potem w jakimś przekonaniu. Otóż wypłynięcie tą łodzią wynika wyłącznie z osobowości twórcy. Tak zwani wielcy artyści byli po prostu nadzwyczajnymi ludźmi, a ja mam komfort tak sobie o tym powiedzieć. Ci ludzie, mimo lat spędzonych w pracowni, podporządkowywali technikę swoim wewnętrznym potrzebom, marzeniom. Następuje tu powszechne pomieszanie przyczyny i skutku dotyczące sztuki w ogóle. Otóż spędzanie wielu lat w pracowni nie wiedzie do sztuki. Sztuka w ogóle nie jest skutkiem takiego postępowania. Statystycznie tak się zdarzało po prostu, że człowiek o nieprzeciętnej wyobraźni, wielkiej sile rozumu i intelektu oraz wrażliwości na czyste piękno, spędzał Z TEGO POWODU lata w pracowni malarskiej. Taki jest porządek rzeczy. I to wiodło do sztuki.

Obstawiam, że proces twórczy wielkich artystów sprowadzał się do obrazowania tego co wiedzieli dość dokładnie. Wiedzieli w swojej wyobraźni plastycznej, wykształconej poprzez tysiące godzin spędzonych w pracowni, co chcą namalować. I znowu pomieszanie. Kolejne próby namalowania tego samego obrazu, przemalowywanie, nie wynikały z poszukiwania tego, CO chce się powiedzieć, raczej szukano formuły JAK to powiedzieć. A my myślimy, że oni bawili się w zgadywanki i szarady.

Nie ma możliwości przypadkowego osiągnięcia jakości w kategorii Pozaczasu. Nie można tak sobie chlapać farbą po obrazie, licząc że wskrzesimy nowe życie. W pierwszej kolejności artysta musi być wrażliwy na piękno, musi już dryfować po labiryncie nieskończonej ilości prawdziwych obrazów, klimatów – opisywałem to we wstępie. Ale to każdy trochę tak ma, prawda? Artysta jednak wnika w sytuację i on swoją wyobraźnią potrafi odczytać zasadę tego piękna, umie poczuć i nazwać samą zasadę widzianego piękna. To jest jego wiedza, na tym etapie on już ma obraz w sobie. Wtedy może poszukiwać sposobu na oddanie tego piękna na obrazie. Odczuwanie piękna jest subiektywne, ale dzieje się w samoświadomej duszy. Oddanie tego na płótno zawsze będzie naznaczone unikalną osobą artysty, nie ma więc obaw, iż powyższy dość mechaniczny opis faktycznie oznacza mechaniczny proces twórczy. Nie ma innej drogi do sztuki. Artysta musi stale wypełniać się uświadamianym pięknem. Bez tego nie będzie dobrego malarstwa i nie będzie powodu do malowania, chyba że ktoś polubi robótki ręczne.

Dlatego postanowiłem już nie malować.

Jak zwykle, żartuję! Lecę do sztalug.

PS. Pozostaje jeszcze pytanie, co robiłem przez pozostałe prawie pięć godzin drogi do Krakowa? A zgadnijcie. Malowałem obrazy… w głowie. A podróż wciąż trwa.



Rodowód piękna
>Vangelis Elgreco

My, świrnięci na punkcie piękna wiemy, że piękno to coś więcej niż estetyka. Powiedzieć “ładny obraz”, to prawie jak obrazić artystę. Sztuka nie zawsze jest ładna, ale powinna być głęboko piękna. Jednakże nie będzie tutaj definicji sztuki czy piękna. Zwracam jedynie uwagę, na głęboki wymiar słowa piękno jakże często mylonego z czymś estetycznym. Pięknem jest akt spotkania dwóch podmiotów, które naprawdę są, np. człowiek i dzieło sztuki - dwa prawdziwe byty, przy czym dzieło sztuki istnieje naprawdę na mocy sakramentu, zaświadcza o Pozaczasie, naturą swojego bycia przynależy do niego, czyli tego co naprawdę jest. Tym radosnym i przejmującym spotkaniem może być wejrzenie na siebie dwojga ludzi. Wówczas ta zgoda na wspólne istnienie staje się czymś podniosłym, zgoda na wspólne jest. Zawsze bowiem wejrzenie dwóch bytów w siebie jest w Pozaczasie lub jest wspomnieniem tegoż rodowodu. Piękno jest rodzajem chwały, w której istoty doznają pewnej integracji czy jedności, tak bardzo poszukiwanej przez ludzi. Przejawy twórcze będące z relatywności, z tej fali na wodzie tylko, nie pochodzą z tego co naprawdę jest, nie są przejawem JAKOŚCI, są przejawem fali, ułudy, lecz nie budulca realnego - tutaj wody. Wysoka sztuka pochodzi z przedstawień Ja, czegoś co naprawdę jest. Dlatego prawdziwa sztuka jest w Pozaczasie i spotkanie z nią też jest pięknem i zgodą prawdziwego jest.

Z życia Pałacu

Kochani! Ciężko chory chłopiec, Mateusz Oźmina potrzebuje pomocy. Na stronie z licytacjami, z których pieniądze są przeznaczone na leczenie chłopca, wystawiłam możliwość zwiedzenia Pałacu od środka. Serdecznie Was zapraszam do licytacji ❤ Edit: Licytacja odbywa się w podanym poniżej linku: https://m.facebook.com/groups/510500349617477?view=permalink&id=623837531617091

czytaj więcej >

W pałacu jesienne porządki. Kto się zapisuje na wiosenne sprzątanie liści? Oferujemy: grabie, własny areał do wygrabienia, gorącą herbatę, grilla i może coś jeszcze...

czytaj więcej >

No i stało się. Prawie rok zajęła nam praca nad dokumentacją do WUOZ. Dzięki świetnemu zespołowi projektowemu i wytężonej pracy, udało się uzyskać pozytywny wynik - dokumentację przyjęto!

czytaj więcej >